czwartek, 15 marca 2018

KROWIAKI czyli powrót do krainy dzieciństwa

Na ostatnim Kręgu Ludzi poznałam nowe słowo - krowiaki. To wielkie zielone jabłka, stary gatunek jak kosztele, jeszcze bardziej niż one trudno dostępny dzisiaj. Podobno tak soczyste, że po ugryzieniu sok spływał aż po łokcie. To wspomnienie jednej z uczestniczek kręgu przeniosło wszystkich do naszych krain dzieciństwa. I każdy z nas zobaczył swoje drzewo, łąkę, ogród, las, pole, na którym czuł jedność z otaczającym światem, błogość i szczęście, pomimo szalejących wokół burz rodzinnych lub chłodnych wichrów nieporozumień.
Nawet jeśli czuliśmy się odrzuceni przez najbliższych, przeżywaliśmy strach, smutek czy złość albo zagubienie pośród tych wszystkich emocji, to każdemu z nas przyroda dawała ukojenie. Zachód słońca nad polami, zapach krów, drzewo, które znało nasze tajemnice, łąka w sadzie, na której leżeliśmy całkiem zatopieni w zapachach i dźwiękach, bezpieczni i beztroscy choć przez chwilę. Matka Ziemia otulała nas bezwarunkową miłością. Wtedy nie wiedzieliśmy, że to się tak nazywa, ale przez  dziecięce ciała chłonęliśmy to uczucie do naszych czystych, tęskniących za bliskością serc.
Dla wielu z nas był to pierwszy, nie całkiem jeszcze świadomy wtedy, kontakt z wewnętrznym uzdrowicielem/uzdrowicielką. Takim głosem wewnętrznym, który mówi: masz prawo tu być, taki jaki jesteś/jaka jesteś. Ponieśliśmy ten głos w dorosłe życie, ale nieraz przeciwności losu, wewnętrzne demony i zewnętrzne problemy, powodują, że o nim zapominamy. Zadręczamy się poczuciem winy, strachu, zazdrości, bezsilności. Aż przychodzi taki moment, kiedy jakaś siła pcha nas do parku, nad rzekę, każe przytulić się do najbliższego drzewa, pogłaskać psa, podnieść oczy ku niebu i popatrzeć na ptaki. Bierzemy głębszy oddech, a potem kolejny, i jeszcze jeden głębszy od poprzednich. Na powrót zaczynamy czuć wdzięczność. Świat znów odzyskuje sens. Z naszego serca płynie prosta pieśń, która uzdrawia mnie i Ciebie.





sobota, 10 marca 2018

Alchemiczny smok


Baśnie, podobnie, jak sny, to wrota do naszej nieświadomości. Tako rzeczy Jung, a z geniuszami nie zamierzam się spierać. Posłuchajcie, jaką baśń znalazłem u Junga i dlaczego chciałbym być smokiem.
*
W „Pismach alchemicznych” Carl Gustav Jung przytacza baśń braci Grimm o biednym studencie, który spotkał ducha Merkuriusza. Z tego spotkania wynikło wiele dobrego. Zacytuję dosłownie:

Pewnego razu żył sobie ubogi wieśniak. Miał on syna jedynaka, któremu chciał umożliwić studia. Ponieważ jednak mógł posłać na uniwersytet zaopatrując go jedynie w niewielką sumę pieniędzy, przeto suma ta szybko się wyczerpała, zanim jeszcze nadszedł czas egzaminów. Toteż syn wrócił do domu rodzinnego i pomagał ojcu przy pracy w lesie. Pewnego razu podczas popołudniowej przerwy w pracy, kiedy włóczył się po lesie, natknął się na stary, potężny dąb. I wtedy usłyszał głos wydobywający się spod ziemi: „Wypuść mnie, wypuść mnie!”. Zaczął więc grzebać w ziemi i między korzeniami drzewa znalazł dobrze zamkniętą butelkę, z której wydobywał się ów głos. Kiedy ją odkorkował, z butelki uwolnił się zamknięty w niej duch, który szybko zaczął rosnąć, aż sięgnął połowy dębu. Duch odezwał się do młodzieńca w te słowa: „Zamknięto mnie tu za karę. Jam jest potężny Merkuriusz; temu, kto mnie uwolni, muszę skręcić kark”. Młody człowiek przestraszył się, ale szybko wymyślił pewien fortel. Każdy może twierdzić – rzekł, że siedział w butelce, musi jednak wpierw tego dowieść. Aby więc dowieść swej prawdomówności, duch ponownie wniknął do butelki. Wtedy młodzieniec szybko ją zakorkował, i duch znowu został uwięziony. Wtedy duch obiecał nagrodę, jeśliby młodzieniec raz jeszcze go wypuścił. Młodzieniec uwolnił ducha, za co otrzymał od niego szmatkę. Kiedy zaś potarł nią złamaną siekierę, siekiera „zrosła się” i stała się srebrna, młodzieniec mógł ją sprzedać za 400 talarów. W ten sposób ojciec i syn uwolnili się od wszelkich trosk. Młodzieniec zaś mógł studiować dalej, a później dzięki tej leczącej szmatce został słynnym lekarzem.



Ach, o czymże opowiada nam ta piękna baśń? Myślę, że każdy (i każda) z nas zaznał podobnej sytuacji. Oto wyposażony przez dom rodzinny – w wychowanie, energię i wizję świata (lub ich brak, co też jest spadkiem) – rusza na podbój swojego życia. Uczy się w wielkim mieście, pracuje, robi karierę. Może jest menadżerem, może graficzką, albo sprzedaje w Empiku książki? Niestety, dobra wyniesione z rodzicielskiego domu wyczerpują się. To, kim jesteś, co potrafisz, w co wierzysz, przestaje wystarczać. Pojawiają się trudności, pojawia się ból - wyrzucają cię z roboty, kończą się związki, pojawia się depresja. Albo używki. Piękna wizja twojego dorosłego życia rozsypuje się. Masz do wyboru – zostać cieniem miasta, albo cofnąć się do pierwocin. I chwycić siekierę.
*
Kilka razy w życiu zdarzyło mi się być drwalem w lesie własnej nieświadomości. Opowiem wam o ostatnim wyrębie. Od dzieciństwa żyłem mitem pisarstwa. Ja – pisarz. Ja – artysta. Pisałem, wydawałem, odnajdywałem w tym sens i napęd. Ale niedawno - około pięćdziesiątki - przyszedł kryzys. Pojąłem, że nie zostanę sławnym pisarzem, ba, pojąłem, że nie zostanę nawet pisarzem marnie opłacanym. Mój mit roztrzaskał się na bruku rzeczywistości. To było bolesne. I jak każda chwila rozpadu, pogrążyła mnie w chaosie. Na szczęście wytrwała praca z siekierą na wyrębie mojej nieświadomości przyniosła owoce. Spotkałem swojego Merkuriusza.
*
Młody student, któremu zabrakło środków do życia w mieście, wraca do ojca, by machać siekierą. Zwraca się w stronę przodków, w stronę linii męskiej, aby tam szukać nowych zasobów. Praca w lesie nie jest bez znaczenia. Las – jak pisze Jung – ze względu na swoją dzikość, ciemność i niezmierzoność podobnie, jak głębie wód i oceany, jest trafną metaforą nieświadomości. Butelka wiążąca ducha leżała zaplątana w korzenie dębu. „Drzewa są, podobnie, jak ryby w wodzie, żywą treścią nieświadomości”. Dąb to drzewo wyjątkowe, mocne i z charakterem. To król wśród innych drzew. „Dąb jako symbol wyraża nieświadome jądro osobowości”. Zatem student, ciężko pracując nad swoja nieświadomą częścią psyche, dokopał się wielkiego skarbu. Skarbu, który odmienił życie jego i ojca.
*
Kim jest tajemniczy duch Merkuriusz wypuszczony z butelki? To pradawny symbol alchemików, którzy widzieli w nim wszystkie dające się pomyśleć przeciwieństwa. Jest więc wodą i ogniem, jest fizyczny i duchowy, jest diabłem i wskazującym drogę Zbawicielem, ulotnym tricksterem oraz boginią natury. Jest jaźnią – czyli najwyższym możliwym stadium rozwoju ludzkiej psyche, jak i nieświadomością zbiorową, rezerwuarem wszystkiego, co jeszcze się nie wykluło, a co przelewa się w nas z siłą wodospadu. Jest tym wszystkim, o czy marzyli alchemicy, szukając sposobu na przemianę rtęci w złoto, życie wieczne i zbawienie duszy. Merkuriusz pojawia się w pismach alchemicznych – podaję za Jungiem – od dwóch tysięcy lat i przybiera wiele postaci. Jedną z nich jest smok. Smok – latający wąż – to istota składająca się z przeciwieństw. Gadzi tułów węża wszak jest kojarzony z podziemiem, ciemnością, czymś pierwotnym. A skrzydła to atrybut anioła, nieba i sił słonecznych.
*
Co zatem stało się, gdy na taką siłę – alchemiczną siłę smoka, opisywaną od stuleci - natrafił biedny student? Po pierwsze, zagroziła mu śmiercią. Tak, energie, które kryją się pod cienką warstwą naszej świadomości, bywają i mroczne, i okrutne. Człowiek wiezie się na smoku, który potrafi zionąć ogniem. Ale – jak uczy bajka Grimmów – dysponujemy też sposobami, aby radzić sobie z naszym cieniem. Wobec czegoś wielkiego (aż sięgnął połowy dębu) student użył przewrotnego intelektu. Wykorzystał merkuriuszowy aspekt trickstera. Mówiąc kolokwialnie „zrobił ducha w konia”. Jaki wniosek z tego? Gdy budzi się we mnie „smok”, który chce mi skręcić kark (albo komuś nad kim mam władzę) – mogę zmniejszyć jego moc kpiną, żartem, podstępem. Wszystkie chwyty dozwolone – tu chodzi o życie!
Tak zintegrowany wewnętrzny Merkuriusz obdarzył studenta wielką mocą. Młodzieniec zyskał zdolność składania ran. Pęknięta siekiera zrosła się. To piękny symbol odzyskanej mocy, po którą przybył do lasu. Dzięki temu, że opanował sztukę sięgania w mroki korzeni własnej nieświadomości, stał się przydatny innym - został słynnym lekarzem.
*
Od kilku lat kształcę się na psychoterapeutę. W metodzie zwanej psychologią zorientowaną na proces, która wiele zawdzięcza Jungowi. Od Junga pochodzi technika pracy z obrazami naszej wyobraźni. Gdyby to mnie przyśnił się Merkuriusz w korzeniach dębu, spróbowałbym poczuć, jak to jest być duchem zamkniętym w butelce? A potem wielkim jak drzewo potworem? Jaka to energia? Jakie budzi skojarzenia? Jak czuję ją w ciele? Może zacząłbym się ruszać jako Merkuriusz smok o ciele węża i skrzydłach anioła? A może narysowałbym gada na kartonie i opowiedział o nim swoją baśń? I posłuchał, co smok ma mi do powiedzenia? Jaką przynosi mi leczącą szmatkę? Nie wiem, co mogłoby się wydarzyć, ale szczerze mówiąc, bardzo mi się pomysł na taką pracę podoba. Czy dlatego, że jestem smokiem w chińskim zodiaku? ;)
*
Jeżeli ciągnie cię praca nad własną baśnią, jeżeli chcesz odkryć, jakie skarby kryje twoja nieświadomość polecam warsztat Podrzucone JAJO, który 15 marca zaczniemy prowadzić z żoną, Justyną MaselląPraszyńską.



niedziela, 4 marca 2018

Dlaczego Krąg Ludzi


Oboje, Justyna i ja, od wielu lat zasiadamy w kręgach. Ona w kręgach kobiet, ja w kręgach mężczyzn. Krąg to miejsce, w którym możemy spotkać się z szacunkiem ze sobą i z innymi ludźmi. Z tej potrzeby we wrześniu zeszłego roku zwołaliśmy Krąg Kobiet i Mężczyzn. Żeby spotkały się dwie płcie, dwa żywioły. Żeby połączyć to, co rozdzielone. Ale po kilku miesiącach okazało się, że nie ważne jakiej płci osoby pojawiają się na spotkaniach. Ważne, że są osobami. Ludźmi. Dlatego Krąg Ludzi.


Krąg to stara tradycja. Spotykamy się w kręgu, żeby podzielić się sobą. Opowiedzieć (albo pomilczeć) o tym co dla nas ważne. Gdy ludzie spotkają się razem, zasiadą w kręgu i z uważnością mówią i słuchają, objawia się lecząca siła kręgu. Tak, albowiem obecność życzliwych ludzi, szczerość i świadomość sprawiają, że to co ciężkie zyskuje na lekkości, a co skomplikowane staje się prostsze. W spotkaniu objawia się mądrość kręgu, która przerasta mądrość i doświadczenie poszczególnych ludzi. Jest w tym tajemnica i piękno wydarzenia.
*
Do tej pory pojawiło się na w naszym kręgu kilkadziesiąt osób. Niektóre przychodzą raz, niektóre pojawiają się co któreś spotkanie. Są takie, które nie opuściły ani jednego. Kto przychodzi? O czym rozmawiamy? Sporo ludzi sygnalizuje, że są w momencie zmiany. Ludzie się rozstają, łączą, szukają nowego sposobu na siebie, ktoś opłakuje zmarłych, ktoś mierzy się z trudnym rodzicielstwem. Wszyscy poszukujemy harmonii, szczęścia i wspólnoty. To niezwykłe, jak ludzie potrafią się otworzyć, pokazać bolesne kawałki swego życia. A także te wspaniałe, świadczące o bogactwie życia. I równie niezwykłe jest, że spotkania kończą się wyciszeniem, pewnego rodzaju ukojeniem i poczuciem, że wydarzyło się coś istotnego.
*
Krąg to stara tradycja. Oboje z Justyną idziemy ścieżką, która pojawiła się w Polsce przywieziona od rdzennych Amerykanów. Oni na szczęście zachowali zwyczaje przodków. Dzięki temu w świecie, który przygniata cywilizacja, możemy uczyć się wdzięczności dla przyrody, szacunku dla przodków, współczucia dla zwierząt. Krąg to wspólnota. To spotkanie siebie.
*
Jeżeli woła cię Krąg Ludzi – zapraszamy. Co miesiąc spotykamy się w CUD Grochów w Warszawie.

Terminy spotkań:
czerwiec

A może zainteresuje Cię nasz:
warsztat szamańsko-terapeutyczno-dramowy 
Podrzucone JAJO

Polecany post

Między miłością a wolnością

Warsztat 6-7 lipca 2019  Pragniemy miłości. I uciekamy od niej. Tęsknimy za związkami. I rozbijamy je. Dlaczego bliskość wydaje się czy...